Pierwszą rośliną(drzewem), a właściwie jej owocami (orzechami) będzie Dąb.
W naszym kraju można spotkać odmiany dęba takie jak:
-Szypułkowy
-Bezszypułkowy
-Omszony
-Czerwony
Ale nie o odmianach mowa, tematem głównym jest jadalność owoców dębu, czyli żołędzi. Żołędzie zawierają taninę która powoduję, że są gorzkie(nie wszystkie). Owszem, można wszamać kilka na surowo bez obawy o konsekwencje w stylu : zaparć, bóli brzucha czy nawet drętwienia języka. Aby pozbawić nasze żołędzie taniny istnieje kilka sposobów. Najprościej po prostu żołędzie moczyć kilkanaście godzin w roztworze wody z popiołem z drzew liściastych. Jeśli jednak nie mamy dostępu akurat do popiołu, możemy sobie poradzić bez niego, samą wodą. Ja osobiście w domu robię to tak: żołędzie pozbawiam łupinek, następnie przekrawam na 4 części, wrzucam do wody i zostawiam na 6 godzin, potem wymieniam wodę, i moczę kolejne 6 godzin. Czynność te powtarzam ok 4 razy lub do momentu kiedy woda przestaje się zabarwiać na ciemn-żółty kolor.
Rozdrobnione żołędzie.
Ok, mamy wyługowane żołędzie, co dalej ? Teraz smakują jak gotowane zboże. Można je gotować "jak ziemniaki" i jeść, ale to by było za proste. Ja wolę wyługowane żołędzie wysuszyć i zmielić na mąkę, którą można wykorzystać do pieczenia bułeczek/ chleba lub do zagęszczania sosów, zup.
Jeśli mąka ma być wykorzystana do pieczenia to warto ją zmieszać w ilości 1:1 z mąką pszenną lub aby smak żołędziowej był bardziej wyrazisty zmieszać w ilości 2:1
Mieszanie z mąka pszenną ma na celu poprawienie lepkości ciasta.
Mąka z żołędzi.
Można też wyługowane żołędzie uprażyć na suchej patelni i zmielić i używać jako namiastki kawy, która w smaku przypomina kawę zbożową, lecz z nutą orzechowego posmaku.
Tak wyglądają zmielone i uprażone żołędzie.
A tak gotowa namiastka kawy, którą można sobie poddać tuningowi zalewając mlekiem.
Z ciekawostek na temat dębu… Odwar z wysuszonej kory dębu zbieranej od marca do kwietnia ma działanie ściągające, przeciwzapalnie, przeciwkrwotocznie.
Jakaś słaba ta kawa, taka blada, pewnie i w smaku delikatna. Ja to mocniej upalam co by moc miała :D
OdpowiedzUsuńCzym mielisz żołędzie?
OdpowiedzUsuńMłynkiem do kawy.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że nigdy nie miałam nic wspólnego i nie miałam okazji aby zrobić coś z żołędzi. W sumie bardzo dużo przepisów wykonuję z https://basiazsercem.pl i jak do tek pory bardzo dobrze mi to wszystko wychodziło. Więc może i z czasem przekonam się do tych przepisów z żołędziami.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy pomysł na mąkę z żołędzi :). Ciekawa jestem jak taka mąka spisze się w przygotowywaniu np. ciasta naleśnikowego. Ostatnio czytałam na https://wkuchnizwedlem.wedel.pl/, że do przygotowania naleśników trzeba używać odpowiedniego typu mąki. Widzę, że do sporządzenia mąki z żołędzi wykorzystany został dodatek mąki pszennej. Interesujące, muszę wypróbować tą mąkę u siebie.
OdpowiedzUsuńA propos mąki żołędziowej i pomysłu użycia jako składnik ciasta naleśnikowego. Nie należy przesadzać z jej ilością w stosunku do mąki pszennej. Ta żołędziowa nadaje ciastom kruchość a pszenna kleistość. Ja bym po każdym udanym (upieczonym) naleśniku dosypywał odmierzoną porcyjkę żołędziowej i po zmieszaniu piekł kolejny naleśnik. Jak zaczną a raczej PRZESTANĄ wychodzić oczekiwane, dodajemy pewną ilość pszennej. No JEST ZABAWA, ale przecież połączona z wyżerką. Więc czas nie jest zmarnowany, zwłaszcza gdy udane naleśniki smarujemy czymś ulubionym. Teraz kawa. "Lata świetlne" robiłem z 3-4 razy. Ten 1 dla siebie, pozostałe dla leni-teoretyków co się nie umieli "móc zmóc". Jakaś różnica w smaku była (gatunek, stopień uprażenia mąki, stopień wyługowania) ale nigdy mnie to cudo "nie powalało na glebę". Ot ciekawostka, zbyt zajmująca czas weekendowy by się w to dłubać (dla mnie!) no chyba, że byłby to jakiś tygodniowy obóz stacjonarny a kawa jedną z atrakcji DLA INNYCH. Bo choć smaczna to nakład czasu zbyt duży. Ale, w dużym zgranym zespole (bez dekowników!) to można wszystko!
Usuń